Katarzyna Dorosińska, aktorka Teatru Powszechnego w Radomiu była gościem cyklu „Qlturalni” w MDK
Gdy usłyszała, że właśnie ona ma zagrać Annę Kareninę, była w stanie tylko zapytać - Ja?... Pracuje dopiero dwa lata, ale scenę ceni sobie najbardziej. Uważa, że w zawodzie aktora najważniejsza jest pokora, a także szacunek dla widza. Katarzyna Dorosińska, aktorka Teatru Powszechnego w Radomiu była w poniedziałek gościem cyklu „Qlturalni” w Młodzieżowym Domu Kultury.
Można powiedzieć, że do bardzo młodej aktorki los uśmiechnął się od początku. Właśnie Katarzyna Dorosińska zagrała postać Anny Kareniny w spektaklu autorstwa Grigorija Lifanova, będącym adaptacją powieści Lwa Tołstoja. - Ale ja tę rolę uważam dopiero za początek mojej aktorskiej drogi! - zapewniła aktorka Tomasza Kądzielę, gospodarza cyklu oraz młodych słuchaczy: uczniów gimnazjów numer 8 i numer 13.
Jak to się zaczęło? - Całkiem zwyczajnie- uważa Katarzyna. Już w liceum w Sosnowcu bawiła się w recytacje i szkolne przedstawienia. Ba! Zdobyła nawet Złotą Maskę na szkolnym konkursie teatralnym. Chodziła sumiennie do Teatru Zagłębie. A tam grał właśnie młody aktor, Marcin Zawodziński. - Waldemar Zawodziński, znany reżyser, to jego wujek -uściśliła Kasia. - No i mnie się bardzo ten Marcin podobał.
Tak więc chodziła do Teatru Zagłębie con amore, co znaczy z miłością. W liceum, a najpierw w szkole podstawowej, była jednak osobą bardzo zajętą, bo równolegle uczęszczała do szkoły muzycznej. Całe sześć lat! - Tę szkołę wymyśliłam sobie jeszcze jako dziecko. Chciałam po prostu grać na pianinie - mówiła Kasia.
- Czy chcesz naprawdę uczyć się grać? zapytał tata. - Przemyśl to, bo wtedy kupię ci pianino.
Chciała. Pianino stanęło w domu. Tylko, że wtedy szkoła zaczęła ją nużyć. - Koleżanki chodziły do kina, bawiły się pod blokiem, wszyscy grali w piłkę, w klasy, a tyko ja ćwiczyłam gamy. - opowiadała Kasia. - Nie podobało mi się to. Ale rodzice wręcz zmusili mnie do chodzenia. Nie zostałam „małym Chopinem”, ale szkołę ukończyłam i mam dyplom. Teraz to jestem rodzicom bardzo wdzięczna za to. Bo umiejętność gry na instrumentach i muzyczna wiedza bardzo przydaje mi się w teatrze.
Studiowała w Krakowie
Zdecydowała się na studia w szkole teatralnej w Krakowie. Kiedy zbliżały się egzaminy spadło na nią nieszczęście. Umarł tata. - Chciałam nawet zrezygnować z egzaminów - mówiła Kasia.- Ale pomyślałam, że on by tego bardzo chciał, żebym zdała. Zdałam. Zostałam aktorką. I teraz wierzę, ze tata patrzy na mnie z góry. Jest ze mnie dumny i cały czas mi pomaga.
W krakowskiej szkole spotkała się z wieloma nazwiskami, które podziwiała chodząc do teatru najpierw jako uczennica, potem studentka. - To są wielcy aktorzy - mówi Kasia.
Najmilej wspomina prace z Anną Dymną, z którą w ramach zajęć z prozy wystawili dramat „Jordan”: o matce, która zabiła synka.
W Radomiu jest od roku 2013
Do radomskiego teatru trafiła w 2013 roku i z miejsca zagrała rólkę w sztuce „Beckett”, w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza. - To był epizod, ale ciężki - wyznała aktorka. - Sztuki tego dramaturga są trudne w graniu. Ale udało się.
I potem niespodzianka! Anna Karenina. Reżyser, Grigorij Lifanov, powiedział jeszcze przy stoliku (próby przy stoliku są bardzo, bardzo odlegle od tych generalnych): Annę przeczyta Kasia. - Ja?- zdumiała się, bo bardzo ją to zaskoczyło. - Zastanawiasz się? Inne byłyby szczęśliwe - usłyszała od kolegów.
Nie! Nie myślała aby odmówić. Tylko wiedziała, jaki bierze ciężar na barki. I jak trudno będzie jej, młodej i jeszcze niedoświadczonej aktorce „okiełznać demona” w Annie.
Oceniono ją w tej roli bardzo dobrze.- Ale jak wciąż jestem na początku - mówiła Katarzyna. - Sztukę gramy przez kilka dni w miesiącu. I ja za każdym wyjściem na scenę się uczę. To nieprawda, że finałem naszej pracy jest premiera. Premiera to dopiero początek istnienia sztuki na scenie.
Widzom się spodobała. Ale ona często wychodzi ze sceny nieusatysfakcjonowana. - Wydaje mi się, że tym razem nie w pełni prawdziwie pokazałam Annę - mówi aktorka. - Że dziś wieczorem czegoś mi zabrakło w tej postaci. I wtedy jest taki kac moralny, że okłamało się widza. Że nie wyszło. Chociaż wszyscy ci mówią, że było dobrze. - I to jest bardzo bolesne dla młodego aktora bez rutyny - opowiadała Katarzyna.
Wie, że takie uczucia mają także inni aktorzy.
Nie. Mimo tej wielkiej roli nie czuje się ani trochę gwiazdą. - W tym zawodzie najważniejsza jest pokora - tłumaczyła. - Że jeszcze za mało wiem. Za mało umiem. Że muszę się nadal uczyć.
Następne role radomskie są już zupełnie odmienne. Postać Marleny Dietrich w sztuce „Piaf”, Maria Marelli w farsie „Dajcie mi tenora”, farsowe postaci kobiet w „Szalonych nożyczkach” i „Klejnotach” wymagają zupełnie innych aktorskich środków. - Ale to dobrze - bo taka różnorodność rozwija - mówi Kasia.
Pojawia się i na planie filmowym
Ma także kilka przygód z filmem - ale to raczej małe rólki. Julka Orlicz czyli siostra komisarza Orlicza w serialu „Komisarz Alex”, mała rola Leny w „Prawie Agaty”, pielęgniarka Jasia Meli w filmie „Mój biegun”, Żaneta w serialu „Prosto w serce”.
-Teraz też jadę na casting - wyznała Kasia. - Nie powiem do jakiego serialu, ale bardzo znanego. Tylko serial serialem, ale ja wolę scenę.
Katarzyna Dorosińska miała bardzo wdzięczną publiczność. Ucieszyło ją to, bo jak przyznała, pierwszy raz spotkała się z młodzieżą.
Gimnazjaliści chcieli wiedzieć, jak długo trwają próby, czy trudno jest wrócić do gry w spektaklu po długiej przerwie, jak aktorzy reagują na brawa. - Kiedy się kłaniamy w finale - pierwszy ukłon jest zawsze pożegnaniem postaci- wyjaśniła Katarzyna. - Najpierw żegnam się z postacią. Dopiero potem kłaniam się widzom.
Czego aktorzy nie lubią na widowni? - Szeptów, chrupania orzeszków, rozmów, kręcących się widzów - wyliczała Kasia. - Aktor musi wtedy dać z siebie wszystko, aby jak to się mówi w teatralnej gwarze - „chwycić widza za twarz.”
Najlepiej się gra, kiedy na widowni jest idealna cisza, a wszyscy w skupieniu oglądają spektakl.
Czego aktor boi się najbardziej? - Amnezji! - odpowiedziała zdecydowanie Kasia.- To znaczy dziury w pamięci. Mówi się coś. mówi i nagle… - Boże! Pustka w mózgu. Co ja mam dalej mówić? Co robić? Zawsze w takich momentach oblewa mnie pot i czuję wręcz tę pustkę w głowie…
Na szczęście zawsze jest ktoś, kto podrzuci słówko, a wtedy zaraz się przypomina cały tekst. Dlatego zawsze trzeba pamiętać także i o improwizacji.
Opinie krytyków? Są różne, ale ona zawsze uważa jedno: cudzą pracę trzeba szanować. Można się z czymś w spektaklu nie zgadzać, ale trzeba wyrażać tę opinię w takiej formie, aby docenić ludzi i ich pracę.
Najbardziej aktywnie pytał o wszystko Katarzynę Błażej Bandrowski, uczeń klasy 1, a gimnazjum numer 8. Brał już udział w kilku castingach, a po gimnazjum idzie do liceum potem do szkoły teatralnej. Pewnie w Krakowie, jak podsunęła mu pani Kasia.
Katarzyna Dorosińska ma 25 lat. Pochodzi z Sosnowca. Ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. Ludwika Solskiego w Krakowie - wydział aktorski (dyplom 2013) oraz Państwową Szkołę Muzyczną I-go stopnia w Sosnowcu, instrument główny: fortepian.
Od 2012 roku w Teatrze Powszechnym im. Jana Kochanowskiego w Radomiu.
Role: L. Tołstoj „Anna Karenina”, reż. Grigorij Lifanov, Teatr Powszechny w Radomiu (2013) - rola: Anna Karenina
P. Pörtner „Szalone Nożyczki”, reż. Jerzy Bończak, Teatr Powszechny w Radomiu (2013) - rola: Barbara Markowska
M. Pertwee „Klejnoty”, reż. Bogusław Semotiuk, Teatr Powszechny w Radomiu (2013)- rola: Diana
Asystentka, S. Beckett „Beckett”, reż. Waldemar Śmigasiewicz, Teatr Powszechny w Radomiu (2012) - rola: Asystentka
„JA - JESTEM – NIM” na podstawie opowiadań E. Kereta, reż. Szymon Kaczmarek, Spektakl dyplomowy - PWST, Kraków (2011).
Barbara Koś
„ECHO DNIA”